Pewnego burzowego wieczoru, gapiąc się w ścianę deszczu za oknem, przypomniałam sobie podobne letnie wieczory przed wieloma laty, kiedy to będąc smarkatą siksą z poważnymi pretensjami do dorosłości namiętnie słuchałam Niedźwieckiego i trójkowej listy, z uchem „przy zgłuszonym odbiorniku”, po ciemku.
Usiłowałam pojąć swą naiwną jeszcze nie-świadomością, o czym są te wszystkie piosenki, które sprawiają, że poduszka jest mokra od łez, a w duszy i ciele rodzi się dziwny dreszcz, tęsknota za czymś ponad codziennością.
Nie wiedziałam wtedy, że na „wycie w duszy” cierpi się całe życie, dotkliwie i nieuleczalnie, a nawroty… im rzadsze, tym ostrzejsze.
Pierwszymi, które z wielką mocą objawiły mi istotę zmysłowości i tęsknotę za nią, były utwory Grzegorza Ciechowskiego. Do dziś wiele z nich wywołuje u mnie ciarki. Republika. Była to fascynacja niechciana i mimowolna, albowiem w tamtych czasach młodzież dzieliła sie na dwa obozy fanów: albo Republika, albo Lady Pank. Byłam w obozie „punków”, za młoda jeszcze na teksty Ciechowskiego.
Co tydzień czekając na top trójkowej listy, gdzie zwykle o pierwsze miejsce walczyły utwory obu zespołów, chcąc nie chcąc słuchałam Ciechowskiego, nieświadoma, jak głęboko jego twórczość zapada w moją pamięć.
W takie letnie burzowe wieczory lubię o nim pamiętać.
Takie na przykład studium ludzkiej samotności i tęsknoty za kimś wyjątkowym…
Republika – Obcy Astronom
Republika – Ciało
/Toruń z szuflady (nawiasem mówiąc, tu narodziła się Republika)
Leave a Reply
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.