Podlaskie ławeczki

with Brak komentarzy

Kto by choć raz na podlaskiej wsi, ten widział dziesiątki najrozmaitszych ławek przed płotami, wzdłuż drogi – tu skupia się życie towarzyskie po pracy i w święta.
Podlasiacy to otwarte, przyjazne natury – każdego przyjezdnego traktują jak atrakcję dnia i chętnie dadzą się wciągnąć w rozmowę – ba! sami ją zagają. Grzecznie poproszeni, godzą się na parę zdjęć, tylko niektórzy, skrępowani, wymawiają się: „eee, ja dziewindziesiąt trzy lata mam, dzie mnie zdejmować” albo „pani, my chore ludzie, nie trzeba”. Wtedy naprawdę nie trzeba „zdejmować”.
To taki charakterystyczny zwrot, wypowiadany śpiewną mową, trochę z białoruska. Wielokrotnie podczas mojej wyprawy słyszałam „pani zdejmuje” i za pierwszym razem spłoszyłam się, ze może coś komuś – albo sobie – zdjęłam przez przypadek. Drugi regionalizm – to „nie robić zdjęć DLA gości i obsługi” albo „powiedzieć coś DLA tej pani”.
Ja powiedziałabym „komu” a nie „dla kogo”. Sympatyczne. Cała ta miękka, dźwięczna gwara jest bardzo przyjazna – nawet jak w wiejskim sklepie słyszałam dwie rozmawiające sąsiadki, to łatwiej było je zrozumieć, niż u nas mowę kaszubską, wciąż dla mnie nie do ogarnięcia 🙂
Dziś kilka zdjęć „bezimiennych”, bo nie przyszło mi na początku podróży do głowy, żeby każdego z moich rozmówców-przypadkowych modeli zapytać o imię – portrety ludzi, których znam z imienia, mają dla mnie inną wartość, jak się teraz okazuje. Pojawią się jeszcze tutaj pan Bazyli (nawet dwóch), panie Nina i Walentyna. Zatem do miłego!…