Świt na Kaszubach

with Jeden komentarz

Tematów do zdjęć plenerowych nie trzeba szukać daleko. Owszem, są miejsca „bardziej niż inne” – w zależności od upodobań i wrażliwości fotografa, aczkolwiek i w najbliższej okolicy znajdzie się coś wartego uwagi, o każdej porze roku. Trzeba przyznać, że jesień dysponuje wyjątkowym wachlarzem efektów specjalnych, począwszy od płomiennych barw, jakby na przekór nadciągającym listopadowym szarugom, na porannych mgłach i szadziach skończywszy.
Kiedy więc w jakiś paździenikowy wolny dzień otworzy mi się o brzasku któreś z zaspanych oczu, zwykle czujnie sprawdza widoki za oknem. Jeśli na wschodzie różowieje, a pobliskie pola toną w mlecznej wacie – znaczy, trzeba się wygrzebać z cieplutkiej pościeli, przyodziać w kilka warst odzieży, nieprzemakalne buty i plecak z aparatem.
Przyjemność obcowania ze zjawiskami, których nigdy nie zobaczą śpiochy i mieszczuchy (mam na myśli stan ducha, nie zaś miejsce zamieszkania), jest czymś wyjątkowym – rzekłabym, bezcennym, bo ulotnym. Fotografia nie odda wiernie klimatu – boskość natury bowiem chłonie się każdym zmysłem, nie tylko wzrokiem. Lecące z drzew liście lekko szurają na drodze, gdzieś zerwie się do lotu spóźniony ptak, mokra ziemia pachnie gorzko, korzennie i grzybowo, opadająca mgła kładzie się na skórze wilgotnym kompresem.
A smaki jesieni?
Mam fantastyczne wspomnienie z wczesnych lat dzieciństwa, kiedy Pani zabrała nas jesienią do sąsiadującego z przedszkolem starego sadu i urządziła zabawę w rozpoznawanie smaków owoców. Każdy miał po kolei zawiązywane oczy i dostawał do buzi po kawałeczku owocu. Ach!… Nagrzane ostatnimi promieniami słońca kosztele (kto dziś pamiętas smak takich jabłek?), cierpkość renety, mączysta słodycz gruszek i cieknąca po brodzie niebiańska słodycz miąższu dojrzałych śliwek…
Wierzcie mi – kiedy wracam do domu głodna, zziębnięta i lekko ubłocona, z napasioną widokami i doznaniami głową – śniadanie zupełnie inaczej smakuje, a zastrzyk energii wystarcza do wieczora, bez sztucznego zasilania. Przestałam pić kawę i jakoś żyję. Kiedyś nie wyobrażałam sobie przetrwania jesiennych słot i ciemnych poranków bez kubka gorącej kawy – a teraz myślę, że lepiej mi robi na to przetrwanie herbatka z sokiem malinowym albo gorące kakao. Jeszcze chwila i będzie można raczyć się tym specjałem po solidnej porcji porannego rozruchu przy odśnieżaniu.
Tak, tak, poniższe obrazki to już przeszłość – drzewa jakoś szybko straciły liście w podmuchach wiatru niosących ze sobą listopad…

One Response

  1. Max2
    |

    Jesień swe uroki ma…
    Piękny jest ten świt na Kaszubach, piękne są zdjęcia.