Koniec czerwca.
Dla jednych ostatnie chwile przed końcem roku szkolnego, dla innych ostatnie godziny przed urlopem…
W płonnej nadziei złapania oddechu, porządnego wyspania się i robienia przez następne dwa tygodnie tylko przyjemnych rzeczy próbuję uporządkować bieżące upierdliwe sprawy, zasypiam nad otwartą edycją zdjęć, które robiłam dwa, trzy tygodnie temu, a wszystkie plany na pstrykanie przekładam z dnia na dzień, z dnia na dzień… aż sama nie wiem,
o co w ogóle mi chodziło 🙂
Nie tak dawno przyglądałam się zjawisku współczesnych pielgrzymek do miejsc kultu Kościoła katolickiego – czy jak to tam nazwać.
Niedaleko mamy romantycznie położoną na leśnych wzgórzach Kalwarię Wejherowską, do której zawsze w czerwcu ciągną umajone procesje z okolicznych parafii – z roku na rok coraz mniej liczne, coraz bardziej symboliczne. Odkąd mieszkam na wsi, co roku w jedną z czerwcowych sobót jestem wyrywana ze snu między piątą a szóstą rano dziarskimi tonami orkiestr dętych, które maszerują z pielgrzymkami do Wejherowa.
W tym roku, uprzedzona o dacie przemarszu po prostu wstałam „z kurami” i poleciałam na wioskę z aparatem. Skoro i tak spać nie dadzą…
Czy wiecie, co to są pokłony feretronów? Bo ja pierwszy raz zobaczyłam coś takiego, a nazwę usłyszałam od naszego młodego sąsiada, który dzielnie dźwigał krzyż na czele miejscowego „plutonu”.
Na fotkach wygląda to, jakby niosącym święte obrazy nagle omsknęły się uchwyty i w popłochu usiłują łapać przewracające się lektyki, nierzadko rzucając się pod nie całym ciałem 🙂
W rzeczywistości zaś jest to nieco groteskowy, jak na moje pojęcie o patosie obrzędów katolickich, taniec figurowy, z przekręcaniem obrazów i potrząsaniem nimi na wszystkie strony. W pierwszym odruchu pomyślałam, że to trochę dziwne, tak szastać tymi poświęcanymi ołtarzykami – coś, jakby ministrant zaczął nagle wywijać kadzielnicą młynki nad głową.
Następnego dnia jednakże pojechałam z ciekawości na uroczystości zakończenia odpustu w Kalwarii i tu dopiero zobaczyłam, co to znaczy taniec feretronów.
Zupełnie jakby każda parafia miała swój zespół cheerleaders – każda grupa z obrazem prześcigała się w prezentowaniu układów i obrotów. Wstęgi i girlandy kwiatowe furkotały przecinając powietrze, śmigały dziewczęce warkocze i opalone nogi w adidasach, młodzi zawodnicy zarzucali marynarami, ofiarnie podtrzymując chyboczące się na wszystkie strony feretrony. Wszystko przy wtórze lokalnych orkiestr dętych, grających standardy o dziwo, świeckie, z Abbą włącznie.
Chwilami atmosfera przypominała jakąś śródziemnomorską fiestę, z tłumem roześmianej młodzieży, kolorowych ludzi w kapeluszach, chustach, księży i zakonników grających
na gitarach. Siostrzyczki zakonne pstrykały zdjęcia i filmowały telefonami komórkowymi, dzieciaki siedziały pomiędzy kwieciem ołtarza głównego.
Tylko Jego Ekscelencja ksiądz biskup nie wytrzymał upału i przysypiał w loży – zamiast niego czuwała świta złożona z sekretarzy i młodszych dostojników kościelnych o wyglądzie biznesmenów, którym spod bogato wyszywanych szat liturgicznych wystawały białe mankiety koszul ze złotymi spinkami. Założę się, że gdybym spotkała takich „w cywilu” w jakiejś ekskluzywnej restauracji (co nie znaczy, że w takich bywam), nie odróżniłabym ich od prezesów zachodnich korporacji.
Kiedy przed ołtarzem przedefilowały te największe i zdawałoby się, najmilsze dostojnikom parafie z okolicznych gmin, świta zwinęła się z trybuny.
Skromna grupa „naszych” wioskowych nie dostąpiła zaszczytu wystąpienia przed Jego Ekscelencją, a wypadli świetnie, przy akompaniamencie trębaczy w lustrzanych okularach
z orkiestry OSP.
Jeszcze jedna rzecz mnie zafascynowała w całych tych obrzędach: ogrodowe przenośne konfesjonały, rozstawione na leśnym przykościelnym zboczu. Nie mam pojęcia, jak to wyglądało wcześniej – kolejki wiernych oczekujących w ogonkach między drzewami na odpust zupełny? Być może w takich warunkach komuś odpuszcza stres, który łapie grzesznika, gdy ten w pustym kościele wyznaje swe winy: teatralny szept echem odbija się w nawach, a święci z obrazów rzucają pełne potępienia spojrzenia…
W każdym razie po uroczystościach opustoszałe spowiednice trwały w tym lesie w popołudniowych plamach słońca, jak jakaś instalacja artysty-wizjonera…
OSTATNIO PUBLIKOWANE
Wakacje z blondynką – sesja kobieca
Kochająca żona postanowiła zrobić niespodziankę swemu mężowi, który cyklicznie pływa w dłuższe rejsy – na... Read More
Team Bride – sesja panieńska w zabawnych koszulkach
Zabawne koszulki z imionami przyjaciółek podkreślają spójność grupy na wieczorze panieńskim Read More
Roszek Groszek
Małego Roszka pierwsza przygoda z modelingiem ;-) Read More
Panieńska sesja w marynistycznych barwach – Sopot plaża
Biel, czerwień i granat - nad morzem każdej pasują! Read More
Wiatr we włosach – sesja panieńska na plaży w Sopocie
Sesja panieńska na plaży w Sopocie z cudownym słońcem i wiatrem rozwiewającym włosy Read More
Na Monciaku i w plażowym klubie – sesja panieńska w Sopocie
Bawimy się wszędzie - na Monciaku, w fontannie i w plażowym klubie! Read More
Kreatywny wieczór panieński na wsi
Takie popołudnie to świetny prezent od przyjaciółek dla Panny Młodej, zwłaszcza z opcją fotoksiążki. Na... Read More
Kuba – mały dżentelmen
Mały lord w swym pierwszym secie ;-) Read More
Leave a Reply
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.