Niebiosa gorejące czyli burza w kosmosie

with Brak komentarzy

Jak już nie jednokrotnie wspominałam, nie jestem osobą uwiązaną do telewizora (ani do innych środków masowego przekazu), więc nie miałam okazji zaobserwować sobotnich zakłóceń w odbiorze tychże, ponoć wywołanych gwałtownymi wyładowaniami magnetycznymi gdzieś tam na Słońcu. Co nie znaczy, że nie zauważyłam nadaktywności naszego Najjaśniejszego w przyrodzie. Może bez świadomości przyczyny, ale jednak…
W sobotni wieczór w chwili, gdy Słonko szło spać, znajdowałam się na małym kaszubskim cmentarzyku, skąd jest doskonały widok na leżące w kotlinie jezioro.
Tak sobie myślę, że nasza Gwiazda wcale nie szła spać w ten sierpniowy sobotni zmierzch, tylko sztafirowała się na beach party na antypodach, ubrana w purpurową kieckę, rozpuściwszy swe ogniście rude warkocze. Przeglądała się chwilę w liliowej tafli jeziora, zanim dała nura w gwiezdne wrota…
A może pokłóciła się z bladolicą Luną o to, że ta coraz wcześniej staje za barem – i jej ognisty temperament odmalowało lustro wieczornego nieba…

Zajrzałam w tygodniu na gdańską Starówkę, do klamociarni dominikańskich. Unikam tłumów, ale wakacyjny ścisk panuje tu 7 dni w tygodniu. Właściwie to samo, co rok, czy kilka lat temu.
Handlarze starociami i kolekcjami świetnie się bawią we własnym gronie, z rzadka zaszczycając gapiów spojrzeniem. Jarmark jest dla nich bardziej tradycją niż okazją do handlu. Nie to, co komiwojażerowie zachwalający na rogu produkty rodem z Mango TV. Przebitka cenowa na wszystkich, bez wyjątku, straganach, kilkakrotna, dlatego poprzestałam na kompasie za 7 złotych i pajdzie chleba ze smalcem i małosolniakiem.
Jak zwykle, patrząc w magiczną perspektywę ulicy Mariackiej, przyrzekam sobie przyjechać tu jesienią, bladym świtem, kiedy będzie PUSTA i żadne parasole, konsole i plastikowe pawilony nie zepsują tej przedziwnej harmonii kształtów. Który to już raz planuję…

A przede mną weekendowy Drang nach Breslau. Będę podążać śladami komisarza Eberharda Mocka.
Ach, ach!…