Chiński plastik

with Brak komentarzy

W zamierzchłych czasach, kiedy jeszcze pobierałam naukę na poziomie podstawowym, zimowy czas oczekiwania na Gwiazdkę zaczynał się w okolicach 6 grudnia, kiedy w klasie organizowano mikołajkowe wręczanie upominków, a na zajęciach „praca-technika” porzucaliśmy szydełka i lutownice na rzecz produkcji ozdób choinkowych. Ach, co to były za beztroskie czasy! Nic to, że kryzys, że ostatnie podrygi PRL-u, że nie było w sklepach pomarańczy i czekolady…
Wszystko to było wyczekane, wytęsknione po dziecięcemu, magiczne…
A dziś?
Jeszcze nie pora na pisanie o Świętach, ale specyfika mojej pracy i nowe zwyczaje konsumenckie zmusiły mnie do zajęcia się wielką ilością dalekowschodnich sztuczności choinkowo-świątecznych już w połowie października.
Takie mamy czasy, że handlowcy z trudem powstrzymują się przed wystawieniem świątecznego towaru pomiędzy zniczami – żeby tylko wcześniej zacząć sprzedawać, sprzedawać…
Świąteczne dekoracje sklepów, instytucji oraz ulic pojawiają się z roku na rok coraz wcześniej.
Ten żenujący wyścig sprawia, że kiedy nadejdzie połowa grudnia, jesteśmy już wszyscy tak zmęczeni miganiem gwiazdek i elektronicznym brzęczeniem anglojęzycznych krismasowych songów (wszystko mi cierpnie, jak ktoś nazywa Jingle Bells kolędą), że nasze własne domowe przygotowania zaczynamy bez entuzjazmu należnego Gwiazdce.
Mam cichą nadzieję, że w tym roku nie ulegnę takiemu zmęczeniu, jak w zeszłym i wszystkie te magiczne sprawy, od dekoracji, poprzez pichcenie (wyjątkowo raz w roku spędzam w kuchni trochę więcej czasu :-P), na pakowaniu prezentów skończywszy, będą miały swoją kolejność, urok i towarzystwo.
I chciałabym na Gwiazdkę wszystkich przyjaciół w moim domu… ale wiem, że Święta są dla rodziny przede wszystkim.

Migawki z przedwczesnoświątecznej ekspozycji handlowej, którą przyszło mi popełnić. Trzeba było ten chiński plastik dosłodzić owocami, piernikami i orzechami, żeby był jadalny dla oczu…

Leave a Reply