Babie Doły (aka Kobiece Depresje ;-)

with Brak komentarzy

Jeden z tych tajemniczych, nieco zapomnianych zakątków Gdyni, ożywający jedynie w ciepłe weekendy i podczas Open’era…
Stromy brzeg niedokończoną kreską, niczym niecierpliwe palce artysty, rysuje na mglistym niebie swój grzywiasty kontur, na darmo usiłując wypatrzeć swego odbicia w huczących wodach Zatoki.
Swym majestatem onieśmiela ostre porywy wiatru, który bezsilnie targając wiechcie rudych traw, uderza przezroczystymi dłońmi o przybrzeżne głazy, wspina się po starych schodach, dudniąc bladymi piętami o stopnie, aż w końcu spada z hukiem, tocząc się ciężko wzdłuż dawnych umocnień TWP Hexengrund, wodując ze świstem pomiędzy martwo wpatrzonymi w przestrzeń oczodołami Formozy…
Zaskakująco lodowate są dłonie wiatru, szarpiące moje włosy. Ten porywczy w uczuciach Boreasz jest zazdrosny, bo nie dla niego pomalowałam oczy błękitem, nie przed nim padam na kolana, pragnąc uwiecznić w obiektywie jego piękno i potęgę. To Morze sprawia, że chłonę je wszystkimi zmysłami, że wciąż wracam do tej żywej istoty, co ma tyle twarzy i nigdy się nie dowiem, czy to On, czy Ona.
Po prostu Morze…

Leave a Reply