Daleki oczom, wciąż bliski sercom…

with Brak komentarzy

„Dem Auge fern, dem Herzen ewig nah“ – pisał Ludwig Jacobowski, berliński poeta. Motto chętnie umieszczane na nagrobkach z przełomu XIX i XX wieku.
Powracając myślami do fotograficznych włóczęg wrocławskich, nieustannie widzę miejsce, które oczarowało mnie ciszą, ponadczasowym spokojem i oszałamiającym bogactwem detali architektonicznych.

Zawsze chciałam odwiedzić jakiś zachowany cmentarz żydowski. Od lat wybieram się do Łodzi na tamtejszy kirkut i jakoś nie dojechałam jeszcze… Poza tym mam w sobie niejasne poczucie, że nie wiedziałabym, jak się właściwie zachować w funkcjonującym wciąż miejscu pochówku wyznawców judaizmu…
Cały ten mistycyzm towarzyszący rytuałom wyznawców wiary mojżeszowej z jednej strony niezmiennie mnie fascynuje, z drugiej – są to sprawy niezrozumiałe dla mnie
i obawiam się urazić uczucia religijne niewłaściwym pojęciem jakiegoś tematu, a zwłaszcza fotografowaniem spraw, których być może uwieczniać nie należy.
Tak się złożyło, że stary wrocławski kirkut żydowski jest od dawna cmentarzem nieczynnym i stanowi Muzeum Sztuki Cmentarnej. Jest więc z założenia przeznaczony
do zwiedzania, oglądania, fotografowania – oczywiście z należytym szacunkiem dla miejsca i okruchów dawnego świata.
Dotychczas miałam okazję widzieć kilka miejsc, które były po prostu wspomnieniem po dawnych kirkutach – unicestwionych w równym stopniu przez nazistów, co przez naród polski – w czasie i po II wojnie światowej.
Znany w Kazimierzu Dolnym pomnik-ściana zrobiony z fragmentów ocalałych macew, które podczas okupacji posłużyły hitlerowcom za płyty chodnikowe przed klasztorem wybranym na siedzibę gestapo…
W moim rodzinnym miasteczku było takie miejsce, o którym babcia mówiła :kirchol. Tak nazywano żydowskie nekropolie w Łódzkiem. Większość z nas współcześnie posługuje się nazwą „kirkut”. Ów kirchol był po prostu niewielkim zarośniętym placem na peryferiach starej części Zgierza, służącym dzieciakom do gry w piłkę,
czy wagarowania w krzakach. Niektórzy z przedwojennych mieszkańców starali się przepędzać wrzaskliwą dzieciarnię, mając w pamięci obraz cmentarza, na którym chowano ich żydowskich sąsiadów. Żałuję, że za życia babci nie byłam wystarczająco dorosłą i uważna słuchaczką, żeby zapytać o szczegóły. Pamiętam, że babcia o Żydach mówiła zawsze, bo urodziła się i wychowała w miasteczku, w którym przed wojną jedna piąta społeczności była wyznania mojżeszowego. Nie zawsze były to opinie pozytywne,
bo stykała się zarówno z przedstawicielami tzw. nizin społecznych, którzy uprzykrzali innym życie kradzieżami i oszustwami (ale to chyba nie zależy od wyznania, tylko
od charakteru i wychowania), jak i z bardzo bogatymi rodzinami, u których wielu niezamożnych Polaków trudniło się pracą. Takie życie. Niebogaci i niezaradni katoliccy mieszkańcy miasta zazdrościli zaradności i fortuny społeczności żydowskiej.
Poszperałam trochę po sieci w poszukiwaniu śladów dawnej gminy żydowskiej w Zgierzu i w najwyższym zdumieniu przewertowałam Księgę Pamięci Zgierza, przetłumaczoną na polski – tzw. Yizkor Book – setki stron ze wspomnieniami i bardzo dokładnymi danymi na temat dawnej społeczności żydowskiej miasta. Wielki szacunek i podziw dla tych, którzy nie pozwalają zapomnieć i zapisują wszystkie informacje od początków istnienia kahału zgierskiego.
Wracając do losów samego cmentarza w Zgierzu – podzielił on los wielu małych kirkutów, co tak opisał w Księdze Yizkor świadek wojennych wydarzeń:
„…Sprofanowano również cmentarz. Ludność polska odegrała w tym niemałą rolę. Pewnego sobotniego poranka Polacy sforsowali wysoki drewniany płot cmentarny i zaczęli kraść płyty nagrobne. Jeden z Żydów wraz z Berlem Helmanem, grabarzem, pobiegł do magistratu żądając interwencji. Powiedziano im, że policja zareaguje, lecz w rzeczywistości nie zrobiono nic. Kilka godzin po tym wydarzeniu przyszło dwóch policjantów, lecz wtedy nie było już śladu po ogrodzeniu. Nieco później, po wypędzeniu Żydów, usunięto wszystkie nagrobki i połamano baldachim nad grobami rabinów. Wybrukowano nimi ulice i wyrwano bardzo stare sosny, zużyte później jako drewno budowlane. Wreszcie Niemcy zaorali zgierski cmentarz i przysypali ziemią…”
Dopiero w 1992 roku z inicjatywy mieszkającego w Kanadzie potomka zgierskich Żydów cmentarz został uporządkowany i ogrodzony. Umieszczono w tym miejscu tablicę pamiątkową mając nadzieję, że w przyszłości na teren nekropolii uda się przenieść macewy, odnalezione podobno na terenie miasta.
Chociaż tyle. Chociaż tyle…
Powracając do spaceru po starym wrocławskim kirkucie…
Dla tych, co zechcą kiedyś odwiedzić tę krainę tajemniczych cieni ukrytych pod dywanami bluszczu,
mam wskazówkę – zacznijcie zwiedzanie na prawo od wejścia, bo tam jest największe bogactwo formy – coś jakby pole honorowe. Ja zwykle poruszam się od lewej do prawej i zanim doszłam do tego obszaru, byłam już zmęczona dwugodzinnym zadzieraniem albo pochylaniem głowy. A na karcie aparatu zostało mi bardzo mało pamięci :-).
Chciałabym jeszcze raz zobaczyć to miejsce w barwach jesieni – jest fascynujące do głębi i nie znajduję odpowiednich słów na oddanie jego atmosfery. Dla kogoś, kto ma słabość do staroświeckich detali, do kamiennych dekoracji, kolumn, ozdobnych liter i szalejącej powodzi bluszczu, winorośli, paproci, do rozwalających się ceglanych murków
i porośniętego zielonkawą patyną tynku – to jest po prostu „orgazm oczny” – rzecz całkiem niestosowna w takim miejscu, a jednak mimowolna…
Większość zachowanych pomników i grobowców pochodzi z 2-giej połowy XIX wieku. Świadczą one
nie tylko o wielkiej zamożności tutejszych Żydów, ale i o tym, że stawiając pomniki nagrobne, kierowali się oni ówczesnymi modami bardziej niż przywiązaniem do tradycji. Mamy tu strzelisty neogotyk i uporządkowany neoklasycyzm, subtelnie rozfalowaną secesję, modernizm dwudziestolecia międzywojennego w swej surowej geometrycznej formie i nawet styl egipski, neomauretański –
tak modne swego czasu w urządzaniu wnętrz prywatnych pałaców i ogrodów…

Grobowce najzamożniejszych…

Secesja…

Modernizm…

Stary wrocławski kirkut odzwierciedla ducha czasów, w jakim żyła społeczność żydowska dużego niemieckiego miasta na przełomie XIX i XX wieku. W ogromnej części kryje prochy przedstawicieli inteligencji, zwłaszcza zwolenników haskali, czyli swoistego oświecenia judaistycznego, dążenia do wiedzy, asymilacji z kręgami innych wyznań,
przy zachowaniu szacunku do tradycji własnej wiary. Pamiętać należy, że wrocławscy Żydzi byli nie tylko finansową, ale i umysłową elitą miasta, a ich środowisko –
dalekie od ortodoksji religijnej, zintegrowane ze społeczeństwem niemieckim. Na większości pomników inskrypcje pisano w języku niemieckim, a nie hebrajskim; stosunkowo mało też jest typowo żydowskich symboli. Dawno nie widziałam takiego skupiska tytułów naukowych i społecznych w jednym miejscu.
Sami profesorowie, doktorowie i radcy, w towarzystwie kupców i przemysłowców. Ci ostatni zwłaszcza honorowani przez rodzinę nagrobkami z doskonałej jakości włoskich marmurów i trawertynów, skandynawskich granitów, niebieskich labradorytów z Wołynia, sprowadzanych z warsztatów najlepszych w Niemczech mistrzów kamieniarstwa.
Na wrocławskiej nekropolii spoczywa wielu Żydów z innych stron, m.in. z Warszawy, Gdańska, Hamburga, Bostonu. Jest to skutek zasady religijnej nakazującej grzebać zmarłych najpóźniej następnego dnia po śmierci – zmarły przyjezdny nie wracał już do rodzinnego miasta. Religia zakazywała ekshumacji, z wyjątkiem przewiezienia szczątków do Erec Izrael, ziemi ojców. Na grobach wiele symboli związanych z zajmowanym stanowiskiem, wykonywanym zawodem, wreszcie z przynależnością do organizacji, choćby wolnomularstwa.

Chyba każdy zna zwyczaj układania kamyków na grobach Izraelitów przez ich współbraci lub potomków. Mówi się, że to zamiast kwiatów i zniczy. Ale to nie ma nic wspólnego
z katolickimi zwyczajami upamiętniania zmarłych. Co mówią na ten temat specjaliści?
W judaistycznych księgach wyznaczających normy religijne i moralne znajduje się nakaz pogrzebania Żyda w dzień jego śmierci oraz przykazanie nakazujące położenie kamienia nagrobnego. Wieki temu zabezpieczanie kamieniami grobu było konieczne ze względu na ryzyko rozgrzebania go przez dzikie zwierzęta (praprzodkowie Izraelici byli często grzebani na pustyni lub wśród skał – mówimy o Bliskim Wschodzie, o Egipcie). Jednocześnie oznaczenie kamieniem miejsca czyjegoś pochówku to spełnienie jednego z nakazań, czyli micwy,w tym przypadku „prawdziwego umiłowania”. Micwa ta ma swoje źródło w historii biblijnej. Judaizm uważa tę formę dobroci, którą skierowujemy wobec zmarłych, za najwyższą formę dobroci, bo nie istnieje najmniejsza nawet możliwość, aby ten, komu ją okazujemy, mógł nam za nią odpłacić. Jest to więc dobroć całkowicie bezinteresowna.
Takie traktowanie zmarłego jest przyczyną istnienia zwyczaju kładzenia kamyków na grobie przez Żydów odwiedzających cmentarze. Gdy już odbył się pogrzeb (nawet, jeśli było to wiele lat temu) i ktoś nie mógł w nim uczestniczyć, wciąż może realizować micwę oznaczenia grobu, właśnie poprzez dodanie do istniejącego dużego kamienia – małych kamyków.
Jest w Sieci wiele publikacji na temat rytuałów żałobnych, symboliki dekoracji nagrobkowych – wszystko niezmiernie ciekawe, choć w przypadku opisów starszych, pochodzących od uczonych wyznania mojżeszowego – nieco zawiłe i ubrane w pełną patosu formę. Postaram się zawrzeć kilka z nich w małą pigułkę i pokażę z drugą partią zdjęć, na których są detale architektury. Jeśli ktoś zechce odwiedzić któryś z nielicznych, zachowanych w Polsce kirkutów, polecam stronę www.kirkuty.xip.pl oraz poniższe informacje:
„Cmentarze żydowskie można zwiedzać w dni powszednie oraz niedzielę, od świtu do zmierzchu. Nie należy tam przychodzić w soboty (szabat) oraz święta żydowskie.
Zgodnie z tradycją żydowską, mężczyźni odwiedzający cmentarz powinni mieć dowolne nakrycie głowy. Na cmentarzu nie wolno jeść ani pić. Nie należy chodzić po grobach,
chyba że nie ma innej drogi dojścia do odwiedzanego grobu.”