Cudzoziemka

with Brak komentarzy

Tak brzmi w wolnym tłumaczeniu z łaciny jej imię. Barbara.
Grecy na każdego, kto nie szczycił się helleńskim pochodzeniem, mawiali „barbaros” – ci, co mówią niezrozumiałym językiem, brzmiącym jak „bar-bar”. Taka starożytna onomatopeja im wyszła…
Basia jest jak najbardziej polska, nasza, koleczkowska i „naDolna” (nadobna też – ale kto dziś używa tego słowa?). To raczej o mnie i kilku innych sąsiadach mogłaby powiedzieć, że jesteśmy na Dolnej „barbaros”.
Piękny ogród Basi jest przedmiotem ogólnosąsiedzkiej zazdrości (ale tej pozytywnej, konstruktywnej), miejscem spotkań towarzyskich i czasem nawet placem zabaw
dla pokolenia wstępującego. Zdarzało się nawet moim kotom zaglądać na Basine rabaty. Być może miało to jakiś związek z muzykalną i wielogatunkową rodziną żab,
które co roku dają majowe koncerty plenerowe nad oczkiem wodnym.
Bardzo przyjemnie jest zasypiać przy kumkaniu płynącym delikatnie przez otwarte okna, choć mąż Basi uważa inaczej. Może śpi za blisko głośników? 🙂
Sama właścicielka ogrodu, oczka i stada żab jest dla naszej małej społeczności duszą multifunkcyjną: siostrą, mamą, ciocią, przyjacielem i psychologiem.
A do tego kruchą i piękną istotą, z ujmującym uśmiechem. Czy ktoś się dziwi, że ją małżonek nosi na rękach?
Zdradzę jeszcze po cichu i szyfrem, że tej jesieni szykuje się „diamentowa” impreza na cześć Basi…

Podziękowania dla Basi za cierpliwe pozowanie i dla Pauliny za makeup i wsparcie 😀