Zimna jak kamień

with Brak komentarzy

Czy ktoś kiedykolwiek przyglądał się bacznie starym rzeźbom i zdobieniom architektury uosabiającym pewne legendy, cechy zachowań człowieczych? Ile w tej sztuce
sprzed wieków, wystawionej przed oczy nasze, jak i naszych pradziadków – ile w niej jest zmysłowości, pogoni za fizycznym pięknem i obietnicą rozkoszy…
W każdym większym i starszym mieście da się zapewne znaleźć przykłady. Czasem trzeba zadrzeć głowę i poprzyglądać się budynkom, a czasem jedna fontanna
dostarcza ich dziesiątki. Przykładów, rzecz jasna 🙂
Zaintrygowana świetnymi analogowymi fotografiami Wojtka Korsaka, jednego z moich szkolnych Mistrzów (cykl Paris Sensuel), przypomniałam sobie, że we Wrocławiu zatrzymałam się na dłużej przy Muzeum Narodowym i kontemplowałam fotograficznie pewną rzeźbę, która nieodparcie przywodziła mi na myśl skojarzenia ze słowami: nimfy, boginki, syreny, nereidy, bachantki… wszystkie te zmysłowe i tajemnicze istoty, uwodzące mężczyzn każdym ze swych kobiecych atutów: urodą, głosem, ponętnym ciałem, pięknymi włosami… Lorelei po prostu.
Ubawiła mnie przed chwilą przeczytana definicja w Wikipedii, wedle której Lorelei była dziewicą, która rzuciła się ze skały w odmęty Renu, zdradzona przez kochanka.
No, niby wiem, że w dawnej liryce często spotyka się określenie „kochanek” oznaczające ukochanego, wybranego faceta, ale we współczesnej encyklopedii zestawienie dziewicy z kochankiem jest odbierane w aspekcie fizyczności i brzmi jak oksymoron jakiś…
No tak, przypomniała mi się kampania Virginity odzieżowej marki House. W sumie… może ta Lorelei nie była taka głupia, tylko się wkurwiła na gościa, pognała za nim
i noga jej się omskła na skalnej ścieżce… Może nie była taka niewinna, tylko miała dobry PR w nadreńskiej okolicy…

Yhhh! Odkąd mam zajecia w szkole, wydaje mi się, że wszystkie moje foty są technicznie do bani i masakra w ogóle. A jeszcze nikomu nic nie pokazywałam. Po prostu sama widzę, jak dotychczas knociłam nastawy. Albo pozwalałam, żeby aparat knocił za mnie. Teraz mam wątpliwości, czy cokolwiek ze starszych fot (Wrocław ciągle jeszcze niewyeksploatowany!) wrzucić bez wstydu.
Nie jestem pewna, czy ta nabywana właśnie świadomość tematu pomaga 🙂 Zawsze twierdziłam, że jednostki ciemne i nieświadome bywają szczęśliwsze, nawet jeśli… nie są tego świadome 🙂
Póki co, zero nowych fot, zero czasu wolnego, ale wszak wiedza bywa bezcenna, hehe…