Stary Garnizon we Wrzeszczu. Olbrzymia połać cennego gruntu w samym centrum miasta przegrodzona na pół blaszanym płotem. Armia i Hossa przez przysłowiową miedzę (Proszę nie robić zdjęć!!!)
Stare kasztany stoją karnie w szeregu, jak na musztrze. Obok trzy rozkraczone żurawie przekrzywiają stalowe dzioby, przeglądając się w kałużach.
Rozpostarte wśród resztek czerwonego gruzu prostokąty starych posadzek, jak obrusy po pikniku, brudne
i pogniecione. Trochę za późno tu dotarliśmy, tylu budynków już nie ma…
Zostały tylko te, które najłatwiej zaadaptować na biura i apartamenty. (teraz jest modnie mówić: LOFTY). Powolutku usuwa się tynki, stare instalacje, podłogi. Stare piękne okna zostały. Na razie… Obok buduje się nowe blokhauzy , z podziemnym parkingiem, wysoko kwalifikowanym portierem i widokiem na fontannę. Te szybciej się sprzeda.
B l o c k h a u s E i n.
Na wpół gotyckie zwieńczenia murów, półokrągłe detale wnętrz.
Na półpiętrach w słonecznych smugach drży wapienny pył, w ocalałych połówkach okien zmatowiałe szyby przepuszczają nieco światła. W kątach półmrok.
Idę korytarzem, na wpół rozczarowana panującym tu „porządkiem”. Żadnych starych sprzętów, drewnianych podłóg, starych lamp. Resztki skutego tynku starannie zmiecione z posadzek.
Nawet w piwnicach i na strychu jakoś mało pajęczyn…
Długie korytarze przypominają surowe klasztorne pensje dla panien. /Kim jesteś, Abigail?
Z w e i und D r e i w następnej odsłonie…
Leave a Reply
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.