W Świdnicy byłam dawno temu przejazdem, z jakąś szkolną wycieczką. Była upalna, leniwa niedziela w małym miasteczku, w którym peerelowskie szare bloczki skutecznie tłumiły wdzięk niszczejących zabytkowych kamieniczek. Pożeraliśmy lody przy rynkowej fontannie i czekaliśmy na pociąg.
Nikt z opiekunów chyba nie miał pojęcia, jaką perełkę kryją w sobie wielkie drzewa widoczne w oddali na skraju starej części miasteczka. Być może dwadzieścia lat temu owa perełka była po prostu zamknięta dla zwiedzających i czekała lepszych czasów, troskliwej opieki i pieniędzy na remont. Nie wiem…
Kiedy w sierpniu wybierałam się do Wrocławia, rzucono nazwę Świdnicy jako miejsca historią, wartego obejrzenia. Pierwsze, co wyhaczyłam w sieci, to właśnie Kościół Pokoju, zabytek znajdujący się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Jeden z dwóch zachowanych na terenie obecnego państwa polskiego kościołów protestanckich wybudowanych w XVII wieku na mocy traktatu westfalskiego, tzw. Kościołów Pokoju. Nigdy nie potrafiłam zapamiętać, czego jaki traktat dotyczył w tej naszej pogmatwanej historii Europy…
Cofnijmy się o 500 lat wstecz. Świdnica, należąca wówczas do króla czeskiego, jest drugim największym miastem Śląska. Kwitnie tu handel na skalę międzynarodową, któremu sprzyja dobrobyt i wewnętrzny spokój polityczny, osiągnięty przy dużym udziale ruchu reformatorskiego Marcina Lutra. Gmina ewangelicka w mieście liczy w największym rozkwicie protestantyzmu 14 kościołów parafialnych, w tym kościół Św. Wojciecha, z jedną z najwyższych an Śląsku wież. Niestety, sto lat później rządzący miastem Habsburgowie wprowadzają kontrreformację, zbiegającą się w czasie w Wojną Trzydziestoletnią. W wyniku nacisku władz katolicyzowano wszystkie ewangelickie kościoły. Kolejne wydarzenia to przywracały ewangelikom prawa do odprawiania nabożeństw, to im je odbierały – w zależności od działań wojennych na linii Szwedzi-Habsburgowie. Pożary, zaraza, a na końcu oddziały dragonów spustoszyły miasto w ogromnej części.
Wreszcie wojna trzydziestoletnia została zakończona podpisaniem Pokoju Westfalskiego, na mocy którego Szwedzi zobowiązali Habsburgów do wyrażenia zgody na budowę w księstwach dziedzicznych: Świdnicy, Głogowie i Jaworze po jednym kościele ewangelickim. Nie był to jednak akt uznania równości wyznaniowej, ale wymuszony akt tolerancji, zwłaszcza że w tym samym czasie komisje cesarskie odebrały ewangelikom ponad 250 parafii w wymienionych księstwach.
Budowa nowych „Kościołów Pokoju” miała liczne obwarowania, mające na celu zniechęcenie społeczności ewangelickiej do następnych tego typu inwestycji.
Kościół mógł być wybudowany jedynie poza murami miasta, bez wieży i dzwonów. Do budowy można było użyć jedynie drewna, piasku, gliny i słomy – materiałów wyjątkowo nietrwałych. Okres budowy nie mógł przekroczyć jednego roku.
Kamień węgielny pod budowę Kościoła Pokoju w Świdnicy położono 23 sierpnia1656 roku, a w czerwcu następnego roku można było odprawić pierwsze nabożeństwo.
Świątynia jest bazyliką wzniesioną na planie krzyża. Do zasadniczej bryły kościoła dobudowano początkowo jedynie zakrystię. W późniejszych latach dodano od zachodu Halę Zmarłych, następnie od południa Halę Ślubów, a od północy tzw. Halę Polową. Ze względu na konieczność pomieszczenia w świątyni wielkiej liczby wiernych, którym odebrano parafie, budowniczy starali się maksymalnie wykorzystać przestrzeń kościoła. Na powierzchni 1090 m2 mieściło się w kościele 7500 ludzi, w tym 3000 miejsc siedzących. W XIX wieku, dwieście lat po erygowaniu parafii, poczyniono wiele prac remontowych dzięki znacznemu wsparciu finansowemu parafian i władz miasta.
Po II wojnie światowej świdnicka parafia ewangelicka pod względem liczby wiernych bardzo się zmniejszyła, z trudem odnajdując się w nowych realiach politycznych. Garstka parafian nie było w stanie ponosić kosztów utrzymania kościoła.
W ostatnim dwudziestoleciu katastrofalnym stanem konstrukcji świątyni i znajdujących się w niej zabytków zainteresowały się fundacje ochrony zabytków naszych zachodnich sąsiadów. Dzięki ich inicjatywie i pomocy materialno-technicznej podjęto rozmowy z polskimi „czynnikami” odpowiedzialnymi za prace konserwatorskie kościoła i rozpoczęto rewitalizację parafii, włączając w to cały kompleks zabytkowych zabudowań przy Placu Pokoju: dzwonnicę, cmentarz, mur kościelny, plebanię, dom kościelnego, budynek byłego liceum, tzw. dom wdów, probostwo, dom kantora i rendanturę (nie wiem, co to, google też nie wie – czy ktoś wie?)
Wreszcie 13 grudnia 2001 roku w Finlandii dokonano wpisu świdnickiego Kościoła Pokoju na Listę Światowego Dziedzictwa Zabytków Kultury UNESCO. Jest to ogromna nobilitacja nie tylko dla samego obiektu, ale także dla regionu i całej Polski.
O samych zabytkach sztuki sakralnej świdnickiej świątyni można poczytać w wielu źródłach.
Zachęcam do odwiedzenia oficjalnej strony parafii (www.kosciolpokoju.pl) gdzie oprócz wyczerpujących informacji o historii, zabytkach i pracach restauratorskich można dowiedzieć się o wielu wydarzeniach muzyczno-kulturalnych, jakie miały lub mieć będą miejsce w świątyni. Ze względu na doskonałą akustykę wnętrza i potężne siedemnastowieczne organy, z pietyzmem odrestaurowane i zmodernizowane, odbywają się tu wspaniałe koncerty muzyki poważnej, występy wokalne, spotkania kulturalne.
Najnowsza historia Kościoła Pokoju pokazuje, że świątynia ponownie posłużyła za symbol pokoju i pojednania. W 1989 roku dwaj mężowie stanu krajów, które przez stulecia były dla siebie trudnymi,
a bywało, że wrogimi sąsiadami – premier Tadeusz Mazowiecki i Kanclerz Federalny Helmut Kohl w drodze na spotkanie w Krzyżowej modlili się w świdnickiej świątyni o pokój i pojednanie dla Polski i Niemiec, Europy i świata. Wielokrotnie w kościele odbywały się spotkania wspierające budowę tolerancji i współpracy pomiędzy narodami.
Tej jesieni Kościół Pokoju obchodzi jubileusz dziesięciolecia wpisania na listę UNESCO i w nadchodzący weekend miasto świętować będzie uroczyście dekadę pod znakiem UNESCO.
Oby więcej zabytków w naszym kraju zasłużyło na takie wyróżnienie i opiekę.
Szkoda trochę, że obecne władze parafii w poczuciu misji i wielkości całego przedsięwzięcia zdają się zapominać o parafianach, którzy przez lata opiekowali się tym miejscem i służyli mu, jak mogli, chroniąc przed dewastacją. Rozmawiałam z mieszkanką jednego z domków wchodzących w skład zabytkowego kompleksu. Pani w średnim wieku z rozżaleniem i rezygnacją mówiła o tym, że obecny proboszcz doprowadził do eksmisji wszystkich rodzin zamieszkujących Plac Pokoju, związanych wielopokoleniowo
z parafią już to samą przynależnością wyznaniową, już to czynną służbą w parafii. Podobno parafii nagle potrzebne są pomieszczenia remontowane i zamieszkiwane przez nich od wielu lat – i muszą się wyprowadzić. Nie wnikałam, czy mają gdzie, bo pewnie mają, ale nie o to w całej historii chodzi.
Smutne to trochę…