Filharmonia Bałtycka na Ołowiance. Wejście dla personelu. Weryfikacja na liście, którą uprzejmy strażnik podsuwa do podpisu. I już można wejść do zasnutego oparami lakieru do włosów świata iluzji, gdzie przy oknach z widokiem na Motławę stoją grupki przestraszonych lub znudzonych modelek – tych wysokich dziewczyn, które w tajemniczy sposób z nieco bladej, tyczkowatej codzienności rozkwitają w zwiewne, tajemnicze istoty w barokowych fryzurach, skryte za woalką wielkiego wydarzenia…
Dla wtajemniczonych nazwa Amberif kojarzy się z najbardziej prestiżowym wydarzeniem w trójmiejskim światku projektantów odzieży i biżuterii, ale również stylistów, wizażystów, fryzjerów i modelek – czyli całej kuchni, w której bulgoce mniej lub bardziej pikantne danie serwowane później na wybiegu.
Relacje w owym towarzystwie wyglądają mniej więcej tak: co chwilę jacyś ludzie mijający się w drzwiach witają się z serdecznymi uśmiechami i rytualnymi cmoknięciami w oba policzki.
– Kto to był? Ja skądś znam tę kobietę… – pytam znajomą.
– Eee… nie mam pojęcia! Ona zawsze tak się ze mną wita… – odparła beztrosko zagadnięta.
Fascynujące jest obserwowanie wielogodzinnych przygotowań do pokazu – od strony modelki w skrócie wygląda to tak: cisza, nuda, czekanie na swoją kolejkę szarpania włosów, znów cisza, książka, jabłuszko na obiad, przegląd skryptów z uczelni albo wymiana wrażeń z sobotniej imprezy, jeśli się trafi jakaś znajoma twarz, potem w kolejce
do makijażu, potem znów czekanie, poprawka fryzury, poprawka makijażu, czekanie… i nagle wszystko przyspiesza dziesięć razy – przymiarka strojów, buty nie pasują, rozmazała się kreska, nie ten kolor szminki, pomyłka – to makijaż dla innej projektantki, trzeba od nowa, grupowe fotki komórką, plotkowanie, przymiarka biżuterii, puder, ostatnie wskazówki projektanta, reżysera… i wyjście na drżących z przejęcia i od niebotycznych obcasów nogach w snop światła. Kilkanaście sekund marszu i z powrotem na warsztat – zmiana fryzury i makijażu na drugi pokaz. I wszystko to dla tych kilkunastu sekund.
Ciężkie dni krojenia, szycia i kombinowania przez projektantów dla jednego króciutkiego wyjścia na scenę, dygnięcia i jeszcze szybszego schowania się za kulisy.
Długie godziny pracy na nogach całego sztabu fryzjerek i wizażystek – najczęściej anonimowych w całym tym spektaklu – mogą liczyć tylko na uznanie fachowców z branży i kilka zdjęć do portfolio.
Dziś pokażę pierwszą część zdjęć – backstage przygotowań do pokazu, m.in. pracę Eli Skoczeń i jej uczennic ze Szkoły Stylizacji i Wizażu w Centrum Kształcenia Maestria.
One Response
Max2
Świetne zdjęcia. Fryzury podobały mi się średnio, za to makijaże bardzo, zwłaszcza ten z pochlapaną na czerono skronią i ten z białymi rzęsami. Patrząc na te zdjęcia pomyślałam, że może to prawda, że nie ma kobiet brzydkich, są tylko zaniedbane?
Ale i tak najbardzej podobało mi się zdjęcie faceta z bródką.