Pianino, kosa i miłosna afera korespondenta terenowego

with Brak komentarzy

Moja skłonność do fotograficznej eksploracji rozmaitych miejsc opuszczonych przez ostatnie kilka lat zmieniała natężenie i środki wyrazu – od pierwszych, intensywnie eksplorowanych obiektów w pomorskiem (z których części już nie ma, mogę cieszyć się tylko dokumentacją zdjęciową), przez okres ostrej selekcji miejsca i tematu, aż po dzisiejsze kadry, powstające głównie dzięki intuicji, której pozwalam się wieść (i wieźć) w różne mniej lub bardziej zaskakujące miejsca. Już nie planuję wypraw do konkretnych obiektów – raczej pozwalam, by droga sam mnie do nich zawiodła. W dalszym ciągu jednak w fotograficznej dokumentacji takich miejsc najbardziej liczy się dla mnie atmosfera, jaką tam zastaję, resztki codzienności, które opowiadają historię murów i ludzi. Kto tu zaglądał jakieś trzy lata temu, może pamiętać, że moja fascynacja i wyobraźnia karmiona takimi pozostałościami zaowocowała „grąpri” konkursu Moje Pomorze za tryptyk „Okruchy domu”. Nie ma nic bardziej inspirującego w eksploracjach, niż znalezione zdjęcia, fragmenty korespondencji, książki…
Podczas czerwcowej wyprawy na Podlasie spotkałam wiele opuszczonych domów – większość albo w kompletnej ruinie, albo w ciasnym szeregu wiejskiej zabudowy, zaryglowane i opatrzone napisem „Sprzedam”. Jednak zajrzałam tylko do dwóch starych drewnianych chat – tak mnie zaprowadziła droga. I pomimo pozornego stanu zamkniętego – zawsze jedne drzwi okazywały się otwarte po naciśnięciu klamki. Jedna z nich to Chata, która kryła Pianino. Właściwie było ono widoczne przez częściowo odsłoniętą szybę – rozbebeszone stare cudeńko, które zapragnąłam obejrzeć bliżej. Werandka okazała się gościnnie niedomknięta i trafiłam do środka. Niestety, instrument ustawiony był tak blisko okna, że nie sposób było dotrzeć do niego, zwłaszcza przez zarwane podłogi.
Za to pod moimi stopami ukazały się prawdziwe skarby, częściowo przykryte zeschłymi liśćmi – stary klaser na negatywy zdjęciowe, zapełniony czarno-białymi kliszami i porozrzucana rozmaita korespondencja – na oko i prywatna, i służbowa. Widać było, że miejsce walące się i od lat opuszczone – i że te skarby nie przetrzymają kolejnej zimy. No i przygarnęłam kupkę tego zapomnianego świadectwa czyjegoś życia. Po klaserze nie spodziewam się artystycznych niespodzianek, wstępnie obejrzane klisze wyglądają na zapis życia rodzinnego i wycieczek, do Wilna na przykład. Poskanuję trochę jakiegoś jesiennego wieczoru i przekonam się, co tam jest. Natomiast papiery… Wyobraźcie sobie maleńki urząd pocztowy w zapomnianej wiosce, koniec lat pięćdziesiątych…
Naczelnik, który, podobnie jak wszystkie babcie klozetowe w tamtych czasach, czuł się panem na swoich włościach, władnym decydować o sprawach innych, mniej ważnych od niego. Nadużycia, defraudacje, molestowanie, donosy – przykład wszak szedł z góry. Dla przykładu zeskanowałam perełkę na temat afery „miłosnej” w tamtejszym UPT i strasznej „kary”, jaka spadła na winnego. Co za czasy były! O, i jeszcze cudna instrukcja dla korespondentów terenowych… Przeczytajcie koniecznie, są między zdjęciami dwóch różnych miejsc (nazwiska i miejscowości zakryłam na wsjaki słuczaj). A do tego coś z prywatnej korespondencji – po polsku i cyrylicą (nie mogę nawet odcyfrować poprawnie, co dopiero mówić o języku, w jakim list został napisany). Dorzucam kilka zdjęć i przepraszam za jakość niektórych – wnętrza zostały zrobione bez lampy w pomieszczeniach z zaryglowanymi okiennicami. Drugie miejsce również miało pozamykane okiennice – i również otwartą werandę. W drugim domu było trochę mniej zniszczenia, przypuszczam, że chata do uratowania po wymianie całego środka. Ciekawe pomieszczenie kuchenne, ze starym piecem, mogłoby dawniej zagrać jako plan zdjęciowy do „Znachora”. Za to jak zobaczyłam duży pokój, w którym oparta o piec stała kosa, to mi się trochę odechciało eksploracji. Jakoś tak…cmentarzem powiało 😉
A propos cmentarzy – oczywiście będzie i o nich przy okazji, bo i na podlaskich wioskach odwiedzałam te co starsze. Cmentarze wiele mówią o lokalnej mentalności, to kawał historii i pamięci – a w tamtych stronach to tygiel wyznań, kultur, obyczajów. Ale to kolejna opowieść…