Grudniowy sen zimowy…

with Brak komentarzy

Początek grudnia daje się we znaki nie tylko ostrym natarciem zimy, ale i ostrą infekcją. Kaszlę, kicham, ale wypoczywam błogo w domu. Uwielbiam odsnieżać wokół domu i strasznie żałuję, że teraz nie mogę.
Grudzień. Magiczny zimowy czas. Jeszcze nie pora na sen zimowy, jeszcze przedświąteczna krzątanina nas czeka, dopiero w styczniu, przejedzeni gwiazdkowymi smakołykami, odsypiamy, leniuchujemy.
W końcu nie można przez dwanaście miesięcy żyć na pełnych obrotach. Kiedyś trzeba złapać oddech.
Zawsze lubiłam patrzeć na sypiący śnieg siedząc przy oknie, obok szumiącego kaloryfera, z kubkiem herbaty z sokiem malinowym… Nie sądziłam nawet, że stan ten jest jeszcze bardziej kojący, gdy na parapecie śpią dwa futrzaste, leniwe stworzonka 🙂
Kiedy przywieźliśmy Małą Kocię, Smok, nasze osierocone biedaczysko, strasznie się stawiał i fukał.
Dopiero po tygodniu zaczął z nią się zadawać. A teraz? Tyłek mu odżył, szaleje z Tygrysiątkiem po domu, śpią razem na parapecie, myją sobie uszy nawzajem z ogromnym zapamiętaniem i czułością.
Synek robi teraz za starszego brata. Ale nadal lubi włazić w różne pudełka i koszyki, choćby nie wiem, jak ciasne – zwija się w kłębek i udaje, że to jego osobiste spanie. Teraz, kiedy porobiły się głębokie zaspy, a śnieg jest jeszcze lekki, aż się boję Smoka na dwór wypuszczać, bo widzę, jak z trudem kica w śniegu – wszak przytył ostatnio, jeszcze się gdzie zapadnie i nie wygramoli. A on nie kuma, że śnieg i mróz – siedzi pod drzwiami i buczy swoje auauaaaa…

Leave a Reply